poniedziałek, 14 września 2009

fnm 2009 relacja

srogi poślizg zaliczyłem z tą relacją, no ale trudno, rok szkolny wyssał ze mnie motywację do robienia czegokolwiek. bardziej szczegółowych przemyśleń nie pamiętam już, więc tylko takie ogólne wrażenia [za to dużo ruchomych obrazków ;)]

ogólne wrażenia bardzo na plus, chciałbym bardzo pochwalić organizację - autobus na pole namiotowe, fajne informatory, program okołofestiwalowy [byłem na wycieczce w cementowni - mistrz!] itd., w tym momencie audioriver pod względem organizacyjnym wydaje mi się jeszcze słabszy. kopalnia to dobre miejsce na festiwal, pole namiotowe też mnóstwo ok - droga nie przeszkadzała tak bardzo, a dzięki boksom nikt nie łaził po głowie i można było w spokoju spać, no i kuchnia też była w porządku ;)

piątek zacząłem występem ital teka, nie rozjebał mnie aż tak jak się spodziewałem ale i tak mocno dał radę. potem speech debelle - fajnie fajnie, ale chyba bardziej pasowałaby do jakiegoś klubu niż na dużą scenę pod namiotem.

setu king cannibala wysłuchałem ze strefy gastro, miał momenty ale imho było raczej średnio. dan le sac i scroobius pip - bomba!

the bug był raczej męczący, a może byłem trochę zmęczony, nie wiem. po bugu ebony bones, która zrobiła naprawdę niezłe show, a zespół to chyba dobierała sobie po wstępnych eliminacjach sprawnościowych [a na pewno laski robiące chórki]

sobotę zacząłem występem ch. district [zastanawiam się dlaczego oszibarack grał po raz kolejny, w zeszłym roku chyba mało kto był zadowolony z ich występu i jak dla mnie mógł na ich miejsce wejść ktoś ze sceny red bulla]. bardzo fajne idmy, nie spodziewałem się że aż tak mi się spodoba.

planningtorock mnie nie zachwyciła, więc udałem się na pobliską stację benzynową, by powrócić na jona hopkinsa - mistrz! jeden z hajlajtów festiwalu jak dla mnie. nie spodziewałem się takiego występu szczerze powiedziawszy.

tim exile był w porządku, ale nie porwał mnie specjalnie, więc kolejna wycieczka na stację, która zakończyła się dopiero pod koniec występu fever ray [specjalnie się nie jaram, więc odpuściłem na rzecz spokojngo wypicia piwa na kładce]. no i czas na najlepszy występ festiwalu - flylo. zagrał dużo swoich rzeczy, raczej przekrojowo, kilka nieswoich też, cały czas ucieszony i wyluzowany. mega mega mega. czekam na kolejny występ w naszym kraju.

potem na scenę weszła dj mamiko motto [w porządku, ale bez orgazmów] a następnie hudson mohawke, który zagrał co prawda dobry set, ale o tej porze i przy tym poziomie zmęczenia jakoś mi nie siadł za bardzo, pewnie lepiej bym go przyjął gdyby zagrał przed flying lotusem

w niedzielę zacząłem od kamp!, których Monika bez przerwy hajpuje i chyba dlatego widzę ich drugi raz i drugi raz nie wzbudzają jakiegoś entuzjazmu strasznego [po prostu po tych peanach spodziewam się nie-wiadomo-czego ;)]. jacaszka z materiałem z "trenów" widziałem już na offie więc znów piwo i zimne hot dogi na stacji [w drodze dowiaduję się o odwołaniu koncertu deacona i rozpaczam głośno przez najbliższą godzinę, bo to miała być moja największa gwiazda festiwalu obok fly lo przecież :<]. powrót na onrę, na którego nie docieram bo skutecznie zatrzymuje mnie autobus red bulla, nie wiem czy stety czy niestety, ale widać cierpiałem na niedostatek bardziej technicznych dźwięków. skoro już o busie mowa - szkoda, że nie było nigdzie na terenie festu dostępnego rozkładu kto kiedy gra na dachu busa. przychodzi pora na mum i tutaj pozytywne zaskoczenie i jeden z fajniejszych koncertów tego festiwalu. nastawiałem się raczej negatywnie, bo a) nie gra już z nimi cudowna i wspaniała kria brekkan [kocham!] b) nowa płyta podobno ssie [nawet nie sprawdzałem, żeby się nie rozczarowywać]. a tu się okazało że aktualna wokalistka też daje radę [chociaż kria to to nie jest niestety], podobnie jak nowy materiał [ale podobno na płycie jest gorzej i chyba nie będę sobie psuł miłych wspomnień sprawdzając to]

no i na zakończenie roots manuva, fajny fajny, ale bez specjalnego podjaru, jakoś w połowie się zwinąłem.

było mnóstwo ok i do zobaczenia za rok, mam nadzieję że w tym samym miejscu!

maciej

p.s. większość filmów autorstwa człowieka kamery dla którego wielkie propsy za porządne nagrania z festiwalu!

1 komentarzy:

tochu pisze...

Onra bardzo fajnie zagral, wiec chyba jest czego zalowac. No i King Cannibal moim zdaniem naprawde klawo- moze poza namiotem nie czulo sie jego pozytywnej energii i tych bassow ;)