czwartek, 13 sierpnia 2009

audioriver 09

obiecana relacja. bardzo udany festiwal, genialna miejscówka na szerokiej plaży nad wisłą, dobre nagłośnienie [może hybrid na caspie trochę nie domagał, ale nie oczekuję że organizatorzy na jeden dubstepowy set będą dodatkowe paczki ściągali, podobno były też problemy na Hawtinie i Shedzie, nie wiem nie byłem]. na miejscu byliśmy już w czwartek późnym wieczorem, przy pomocy czeskiego piwa przywiezionego ze sobą udało nam się rozbić namioty, udaliśmy się też na rekonesans po płocku - ładne miasto, mniejsze od bielska ale mimo wszystko jakieś takie bardziej żywe w nocy [chociaż wyglądało na to, że faktycznie biją, lokalsi jacyś tacy niezbyt przyjaźni].

piątek spędziłem w zasadzie w całości na hybrid tent. zaczęliśmy od setu Mistabishiego, miałem zamiar iść już na MyMy, ale jakoś mi nie wyszło. Mistabishi pograł całkiem ok, momentami nieco przynudzał, ale przy pomocy printer jam wszystko mi wynagrodził. pod koniec setu na scenie zaczął instalować się Dub FX, który dał prawdziwy popis posługiwania się loop maszyną, plus jego urocza dziewczyna - Flower Fairy, która również nawija całkiem konkretnie. zostałem jakieś 40 minut, po czym wróciłem do namiotu celem szybkiej intoksykacji ;)  i wypicia kawy [po drodze na chwilę zatrzymałem się przy main stage'u na którym grało zoot woman - nic ciekawego imho]. wróciłem akurat na set Caspy. dosyć monotonnie, czego się spodziewałem, ale sporo hitów poleciało [night choćby, czy remiks cockney thug]. w domu pewnie wyłączyłbym ten set po 15 minutach, ale imprezowo coś takiego całkiem mi siada i bardzo dobrze się bawiłem przez całe dwie godziny. Rusko nie dojechał, spóźnił się na dwa samoloty ponoć. szkoda trochę, może byłoby trochę bardziej różnorodnie. zaczął się set Chase & Status [tu również jeden z panów się nie pojawił, bodaj Status grał wtedy w innym miejscu a menadżer wymógł na organizatorach promowanie występu jako Chase & Status mimo wszystko]. poobserwowałem chwilę DJa Hella na main stage'u [bez podjarki szczerze powiedziawszy] i udałem się na circus, gdzie grał [a w zasadzie powoli kończył już grać] radio slave. z tego co udało mi się usłyszeć - mnóstwo ok. po Radio Slave miałem plan przespnia się przez te dwie godziny i pójścia na występ Jacka Sienkiewicza - i to był z mojej strony fail, obudziłem się o tej 6 rano, stwierdziłem, że nie dam rady wstać i spałem dalej. zrobili mi krzywdę umieszczając go tak późno w timetable :<

sobotę zacząłem występem Kamp! na main stage'u [znów nie udało mi się dotrzeć na pierwszego wykonawcę na którego chciałem, tj. Eltrona Johna] i muszę stwierdzić, że trochę panowie przynudzali. wróciłem na pole i pod główną sceną pojawiłem się znów na końcówce występu Joakim & The Disco, całkiem przyjemnie. trochę czekania i zaczął grać Moderat - dla mnie jeden z najlepszych występów na festiwalu, fajne wizualizacje, co prawda bez żadnego kombinowania z materiałem z lp ale mimo tego po tym koncercie moja ocena płyty podskoczyła o jedno oczko [i rusty nails=ciary]. ostatnie 5 minut Gui Boratto [przez obsuw na main stage'u nie udało mi się zobaczyć ani jego ani Telefon Tel Aviv niestety] i Dirtyphonics - tutaj znalazłem się nieco przypadkiem, pewnie poszedłbym na circus albo hybrid, ale trochę przesadziłem i zaległem na skarpie, nie do końca pamiętam co tam panowie wyczyniali, ale odnoszę niejasne przeczucie, że jakieś clownstepy i trochę mi wstyd że bardzo się z nich cieszyłem ;) z tego też względu Ulricha Schnaussa odpuściłem, Richiego Hawtina też, ale żadnego z wymienionych nie żałuję [plotki głoszą, że Schnauss jak w domu tylko głośniej, Hawtin średnio], Sheda zobaczę na unsoundzie i tak.

reasumując, naprawdę udany festiwal, bardzo czilowy, tak naprawdę mógłbym nie zobaczyć połowy artystów któych widziałem a pewnie i tak bym się świetnie bawił. w sumie żałuję tylko Daniela Bella, Sienkiewicza i trochę TTA i Gui Boratto. dobra lokalizacja, całkiem przyjemne kąpielisko niedaleko [tylko ratownik faszysta :<], jedyna niedogodność to schody ;) no i całkiem spoko scena na rynku, chociaż nie przysłuchiwałem się za bardzo. pogoda też dopisała, nawet za bardzo - o 8 nie dało się już wytrzymać w namiocie, na zewnątrz było trochę lepiej ale spać i tak się nie dało, co prowadzi mnie do refleksji- nie te narkotyki co trzeba na ten festiwal zabrałem ;)

jeśli chodzi o minusy: wejście - no przepraszam bardzo, ale ta trójka czy w porywach czwórka ochroniarzy która sprawdzała ludzi od strony pola to trochę za mało, ja stałem jakieś 15 minut ale podobno zdarzało się i godzinę. pole zdecydowanie za małe, tak samo ilość prysznicy - 8? nigga plz. no i wody pod nimi mogłoby być trochę więcej. tak więc pod względem organizacyjnym jest jeszcze trochę do poprawienia, ale wszystko to wynagradzała atmosfera. za rok pewnie też się wybiorę.

maciej

0 komentarzy: